Za dzieciaka zdobyłem jedną statuetkę i to z jej powodu nie skończyłem skakać. Jak byłem mały postanowiłem sobie, że jeśli do pewnego wieku nie zdobędę żadnej, to rzucam skoki. I chyba w ostatnim sezonie, jak już zakładałem, że kończę, wylądowałem na szóstym miejscu w "generalce" ligi szkolnej – Andrzej Stękała o dzieciństwie, pracy, której się nie bał, talencie, którego uważa, że nie ma, i ojcu, który zawsze wierzył...
Antoni Cichy, TVPSPORT.PL: – Ochłonąłeś już po tym wszystkim?
Andrzej Stękała: – Tak, tak, ochłonąłem.
– A czasu brakuje? Każdy chce się zobaczyć, pogratulować?
– Dużo osób chciałoby się spotkać, ale ciężko o to teraz. Nie dość, że zaraz wyjazd na zawody, to też muszę uważać, żeby nie złapać gdzieś koronawirusa.
– Mówisz już o kolejnych zawodach. Trener Maciej Maciusiak miał rację, zawsze robisz swoje.
– Tak, to prawda.
– Dobrze cię zna...
– Gdyby nie on, na pewno już bym rzucił nartami. Nie było mi wtedy po drodze ze skokami, ale uświadomił mnie, że mogę coś osiągnąć w tym sporcie. Ale nie tylko, bo więcej osób przyczyniło się do tego, że nie skończyłem. Ale on odegrał największą rolę. I teraz jestem tu, gdzie jestem.
– Nie po drodze było ze skokami i nie po drodze też z trenerem Stefanem Horngacherem?
– O to mi chodziło.
– Rozmawiałeś z nim, może wyjaśnił o co chodzi? Czy po prostu nie widział Andrzeja Stękały w kadrze?
– Ciężko powiedzieć... Miał zamkniętą grupę i trudno było się do niej dostać. Jak komuś się nie udało na samym początku, to tak jakby było pozamiatane. Ale wiem, że sam popełniłem dużo błędów i wyglądało to tak, a nie inaczej. Wyciągnąłem jednak wnioski i podejrzewam, że takich błędów już nie popełnię.
– Jakie to błędy?
– Wolałbym zostawić to dla siebie.
– Po sezonie 2015/16 poczułeś się zbyt pewnie?
– Nie, nie. To sprawy prywatne, o których raczej nie rozmawiam.
– Trener Maciusiak wspominał, jak pięć lat temu powiedziałeś, że jeszcze wrócisz na Turniej Czterech Skoczni, by wygrać. A potem się z ciebie śmiano. Cały czas wierzyłeś?
– Cały czas nie. Ale uwierzyłem, kiedy wszystko zaczęło się układać. I wierzę, że może jeszcze któregoś dnia zdobędę tego Złotego Orła. Postaram się, bo to prestiżowe, bardzo lubię takie orły i chcę mieć takiego w domu!
– Kolekcjonujesz coś?
– Nie, nie kolekcjonuję, ale chciałoby osiągnąć się dużo w tym sporcie. Liczę, że z takim podejściem, jakie mam, i z ludźmi, którzy są przy mnie, to będzie możliwe.
– Nie obawiasz się, że teraz wielu będzie chciało obracać się przy tobie? Sukces, można zrobić interes...
– Nie, nawet jak tak będzie, to nic z tego. Nie polecam pchać się do mnie. Już poznałem paru takich... Wiem, komu mogę ufać, a komu nie. Mam dużo osób, które obdarzyłem zaufaniem i na pewno doradziliby mi, z kim się zadawać. Nie ma szans, żeby ktoś spróbował się ze mną zaprzyjaźnić tylko dlatego, bo stałem się bardziej rozpoznawalny. Mam paczkę przyjaciół, koniec kropka.
– W złych chwilach zawiodłeś się na wielu?
– Myślę, że każdy uczy się na błędach, zbiera doświadczenie przez całe życie. To normalne, ludzkie. Nie ma o czym gadać. Miałem przyjaciół, znajomych, którym zaufałem, a okazało się, że nie byli tacy, jak sądziłem. Każdy powiedziałby ci to samo. Na swojej drodze spotyka się dobrych i złych ludzi.
W niebo nie popatrzyłem, ale w głębi serca to czuję. Tata wierzył, że kiedyś mi się uda. Nie musiałem więc patrzeć w niebo. Każdy, kto był ze mną, nawet jak nie ma go już na świecie, nadal zostaje przy mnie.
– Jesteś wierzący?
– Czy wierzę w Boga?
– Tak.
– Jak najbardziej.
– Wierzysz, że wszystko jest po coś? Odszedł tata i w sporcie się nie układało.
– Wierzę w Boga, mocno wierzę. Ale nie chcę się tym popisywać, obnosić z tym. To moja prywatna sfera. Myślę jednak, że wszystko ma jakiś cel... Żeby było tak, a nie inaczej.
– W którym roku odszedł tata?
– W 2017.
– To był najgorszy czas w twoim życiu?
– Hmm... Nie wiem, nie wiem...
– Spojrzałeś w niebo z podium?
– W niebo nie popatrzyłem, ale w głębi serca to czuję. Tata wierzył, że kiedyś mi się uda. Nie musiałem więc patrzeć w niebo. Każdy, kto był ze mną, nawet jak nie ma go już na świecie, nadal zostaje przy mnie.
– Sporo was było w domu. Pewnie nauczono cię w dzieciństwie ciężkiej pracy?
– Nie lubię robić czegoś połowicznie. Przez moment nie chciałem skakać, bo wolałem nie robić tego na pół gwizdka. Wiem, że we wszystkim musisz dać z siebie 100 procent, jeśli masz osiągnąć cel, jeśli chcesz czuć satysfakcję. Nawet kiedy robisz coś w domu. Dlatego myślałem o rzuceniu skoków, bo dobrze widziałem, że nie robię tego na 100 procent. A teraz już tak. Jak wszystko w życiu. Albo na maksa, albo wcale.
– Praca, skoki – to wtedy nie robiłeś tego na 100 procent?
– Na samym początku może nie, ale później udawało się już pogodzić wszystko. I w pracy poświęcałem się w 100 procentach, i na skoczni, na treningach w siłowni też nie miałem z tym problemu. I są teraz efekty. Stanąłem na podium, więc chyba było na 100 procent. Sam oceń...
– Lubisz pracować i musisz być perfekcjonistą?
– W skokach tak. I jeśli widzę w czymś sens, to daję z siebie 100 procent. A jak nie daję 100 procent, to wiem, że nic z tego nie będzie. To nie znaczy, że nie lubię zabawy i nie znajduję czasu, by zrelaksować się.
– Na przykład przed telewizorem, kiedy jedzie Formuła 1?
– Na przykład. Choć trudno powiedzieć, bo akurat Formule 1 oddaję się też w 100 procentach. Uwielbiam wyścigi F1! Co roku muszę obejrzeć pierwszy trening w Australii.
– Może być kłopotliwe. To najczęściej wypada w marcu, jeszcze w trakcie sezonu skoków.
– Bywały z tym problemy. Często był wyścig, a my byliśmy za granicą, na treningach lub zawodach. Ale do ostatniej chwili walczyłem z łączem internetowym i zawsze udało się coś obejrzeć.
– A oglądałeś na Netflixie "Jazdę o życie"?
– Pasowałoby, żeby wyszedł już trzeci sezon!
– Co cię pociąga w F1?
– Wszystko jest tam niezwykłe! To sport, a ja uwielbiam sport. Myślę, że dałoby się połączyć wiele rzeczy ze skoków i Formuły 1. Na skoczni jest adrenalina, tam jest adrenalina...
– Ty nie wiesz, czy zawsze wylądujesz, oni nie zawsze wiedzą, czy dojadą do mety...
– To też. Ale oni muszą dawać z siebie wszystko na torze tak, jak ja na skoczni. I wiem, że mogę z nich brać przykład, do czego da się dojść ciężką pracą. Jak Lewis Hamilton, właściwie każdy, który tam startuje. Choć teraz trochę rządzi pieniądz, ale mimo wszystko jest skąd czerpać motywację.
– Gdybyś miał znaleźć w padoku kierowcę z historia podobną do twojej...
– Ciężko przypomnieć sobie kogoś. W obecnej stawce nie ma chyba takiego.
– Był jeden, który wrócił po paru latach...
– Robert! Tak, ale wiemy, co się stało. To na pewno fenomen. Wrócić do Formuły 1 po tak ciężkim wypadku. Nie muszę nic mówić więcej na ten temat, każdy wie, co to za historia.
– A skąd miłość do Ayrtona Senny?
– Może nie miłość, to nie tak, że jestem zapatrzony tylko w niego. Było mnóstwo wspaniałych kierowców, ludzi, na których można się wzorować. Ale Ayrton nie dostał niczego za darmo, na wszystko sobie zapracował i miał ogromny talent. Był najlepszy...
– Oglądałeś film Senna?
– Chyba tak, a ostatnio "Fangio: Człowiek, który poskromił maszyny".
– Patrzysz na takie historie i wiesz, że warto być niezłomnym, bo komuś przyniosło to piękne chwile?
– Kiedy na nich patrzysz, masz szansę wiele się nauczyć. Tylko trzeba umieć to odpowiednio interpretować. Jeśli widzisz, że ktoś robił coś z czystej pasji, wkładał w to całe serce, to dostrzegasz, jak wiele można samemu osiągnąć.
– Przy skokach trzymała cię też miłość? Nie musiały przynosić pieniędzy, bo je kochałeś?
– Różnie bywało. Ostatnio usłyszałem, że jestem motywacją dla ludzi, że można się na mnie wzorować. Ale ja nigdy nie byłem sam. Zawsze miałem przy sobie takich, którzy mnie wspierali. Sukces nigdy nie jest zasługą jednego człowieka. Każdy musi znaleźć grono znajomych, mieć paczkę ludzi, którym ufa. Jeśli oni pomogą, to wtedy można wiele osiągnąć.
Może niektórzy uważają, że mam talent, ale ja tak nigdy nie powiem. Pamiętam, jak wyglądało moje skakanie w dzieciństwie. Jak skakał Klimek Murańka, a jak ja. Nie dorastałem mu do pięt. Oni zdobywali trofea, a ja przyjeżdżałem i moimi trofeami było to..., że coraz lepiej mi szło. No, ale nagród nie zdobywałem.
– Ty stałeś na podium, ale wiele osób na to pracowało.
– Sam skoczyłem, ale żebym mógł skakać na takim poziomie, wielu musiało się przysłużyć. Na tym podium stało więcej nóg niż moje.
– W 2017 roku musiałeś wybierać między skokami a sprawami przyziemnymi? Za coś trzeba żyć.
– Prosta sprawa. Taki jest świat, że nie dostajesz nic za darmo, nie podejdziesz i nie poprosisz. Musisz zapłacić. Rozważasz wtedy wszystkie możliwości. Udało mi się znaleźć pracę, którą można było połączyć ze skokami i dzięki temu ich nie rzuciłem. Gdybym takiej nie znalazł, to pewnie wybrałbym tylko pracę. Nie widziałem wtedy perspektyw na utrzymywanie się ze skoków. Ale mogłem kontynuować treningi. Cieszę się, że tak się stało. Miałem obok siebie wielu, którzy namawiali mnie, żebym nie kończył. I widzisz, nie skończyłem...
– A nie mówili czasami "Andrzej, weź znajdź sobie poważną robotę, rzuć już te skoki"?
– Nie, zawsze powtarzali, żebym trenował, bo dobrze wiedzieli, jak bardzo to lubię. Kiedy chodziłem do szkoły sportowej w Zakopanem, przez cztery lata opuściłem tylko jeden trening. I to przez kolegę, bo powiedział mi, że nie będzie tego treningu. Miałem złamaną rękę, a i tak przychodziłem..
– To pewnie oberwało się koledze.
– Nie, nie! Po prostu przez przypadek pomylił dni. No i nie poszedłem. To był ten jeden trening beze mnie przez cztery lata.
– Skąd się wziąłeś na skoczni? Kto cię na nią zaprowadził?
– Kolega z sąsiedztwa. A poza tym kuzyni, Krzysiek, Grzesiek i Robert skakali. No to też chciałem.
– Oni skończyli, a ty zostałeś…
– Koniec końców tak wyszło.
– Niektórzy od razu się wyróżniają. Byłeś jednym z nich?
– Nie. Zawsze powtarzałem, że nie mam talentu, tylko pracą i determinacją tyle osiągnąłem. Znaczy się, może nie osiągnąłem niczego wielkiego, ale to co zrobiłem, to dzięki pracy. Nigdy nie powiem, że mam talent do skakania.
– To chyba czeka cię rozmowa z trenerem Maciusiakiem. On mówił, że za wszelką cenę chciał cię zatrzymać przy skokach, bo widział, jak wielki masz talent.
– Może niektórzy uważają, że mam talent, ale ja tak nigdy nie powiem. Pamiętam, jak wyglądało moje skakanie w dzieciństwie. Jak skakał Klimek Murańka, a jak ja. Nie dorastałem mu do pięt. Oni zdobywali trofea, a ja przyjeżdżałem i moimi trofeami było to..., że coraz lepiej mi szło. No, ale nagród nie zdobywałem.
– Dzieciak zawsze zazdrości kolegom, którzy zabierają do domu puchar.
– Zazdrości może nie było, ale chciałem coś zdobyć. Musiałem więcej z siebie dawać, żeby wygrać. Pragnąłem tego, a jak czegoś pragnę, to będę o to walczyć. Za dzieciaka zdobyłem jedną statuetkę i to z jej powodu nie skończyłem skakać. Jak byłem mały postanowiłem sobie, że jeśli do pewnego wieku nie zdobędę żadnej, to rzucam skoki. I chyba w ostatnim sezonie, jak już zakładałem, że kończę, wylądowałem na szóstym miejscu w "generalce" ligi szkolnej. Dostałem statuetkę i może nie jest najcenniejsza, ale najważniejsza w moim życiu. Bez niej nie byłoby kolejnych.
– Stoi obok medalu z Planicy?
– Tak, zaraz obok.
– Puchar z Zakopanego też tam stoi?
– Tak, też.
– A jest tam dużo miejsca?
– Na inne trofea? Znajdzie się! To duży dom, zmieszczą się.
– Inspirował cię któryś skoczek? Nie każdy przecież jest Schlierenzauerem.
– Od dziecka byłem zapatrzony w Adama Małysza i Thomasa Morgensterna. Może nie, że coś od nich czerpałem. Musiałbym siąść, przypomnieć sobie, czym mnie inspirowali. Ale byli najlepsi, bardzo im kibicowałem, chciałem być jak oni...
– Miałeś sześć lat, kiedy Adam zaczął wygrywać. Skakałeś z kanapy w salonie?
– Kurcze, to temat na długą rozmowę! Dużo było skakania przed telewizorem razem z Adamem. Siadało się całą rodzinką i kibicowało. Musielibyśmy kiedyś usiąść i powspominać.
Wiadomo, każdy pragnie osiągnąć sukces zawodowo, prywatnie. Wolę nie mówić, gdzie widzę siebie za rok. Obiorę sobie cel, ale nie zamierzam tego ogłaszać. Ludzie mogliby mnie potem rozliczać, a lepiej, żebym sam siebie rozliczył i sam wyciągnął wnioski.
– A czego teraz chcesz?
– Chcę zdobyć medal olimpijski. Złoty medal. I dużo wygrywać. Ale to są cele, które mam w sercu, nie muszę o nich mówić. Wolę pracować, żeby to zdobyć.
– W styczniu wybrałeś w Zakopanem piosenkę "Better Days" zespołu One Republic. Dlatego, że w twoim życiu nastały lepsze dni?
– Tak. Dla mnie nadeszły lepsze dni i chciałbym, żeby nadeszły też dla wszystkich. Żeby skończyła się pandemia, żeby każdemu było dobrze...
– To zespół, którego słuchasz, kiedy idziesz pobiegać, a może wyobrażasz sobie skoki, chwile na podium?
– Nie słucham tylko One Republic. Oczywiście, ich też, ale mam dużo motywacyjnej muzyki. Lubię słuchać utworów z przekazem.
– A góralskie rytmy?
– Góralskie też. Wiesz, czasem coś mi wpadnie w ucho i mogę cały dzień słuchać jednego utworu. Z muzyką mam tak, że jak coś mi przypasuje... Wiele zależy od dnia. Lubię słuchać czegoś, co do mnie trafia. I innym pokazuję, że nawet kilka słów z piosenki może być iskierką nadziei.
– Jesteś samotnikiem czy duszą towarzystwa?
– Mówią, że duszą towarzystwa. I myślę, że tak jest, ale tylko w swoim gronie, osób, które znam. Wtedy się otwieram. Kiedy kogoś poznaję, to później mówi mi, że na początku wyobrażał sobie mnie całkiem inaczej.
– Musisz komuś zaufać?
– Tak...
– I dlatego wyszło wam z trenerem Maciusiakiem? Bo sobie zaufaliście?
– Musisz dogadać się z trenerem. Jeśli mu ufasz, ufasz tym, którzy cię prowadzą, to wtedy możesz coś osiągnąć. Ale jeśli nie ufasz, nawet jak masz wielki talent, to raczej nie zadziała.
– Siedzisz na belce, nie widzisz chorągiewek, nie wiesz, jak wieje, a trener macha...
– Bardziej trzeba ufać Borkowi Sedlakowi, że puści w dobrych warunkach! My dobrze wiemy, nie ma szans, żeby ktoś cię puścił w złych warunkach, żeby coś się stało. Duża część upadków jest spowodowana brakiem doświadczenia. Bywa też, że to efekt zbyt mocnego wiatru. Jeśli jednak zawodnik się zepnie, to nawet w złych warunkach potrafi się uratować.
– Sobie też musisz ufać!
– Też.
– A teraz bardziej sobie ufasz, niż kiedyś?
– Zawsze sobie ufałem.
– Pytałem trenera Maciusiaka, czy rok temu widział cię na podium. Zaskoczyłeś go nim. A gdzie widzisz siebie za rok? Będą igrzyska...
– Nauczyłem się, żeby nie wybiegać tak daleko w przyszłość. Mam cele, chciałbym być w jak najlepszej sytuacji. Wiadomo, każdy pragnie osiągnąć sukces zawodowo, prywatnie. Wolę nie mówić, gdzie widzę siebie za rok. Obiorę sobie cel, ale nie zamierzam tego ogłaszać. Ludzie mogliby mnie potem rozliczać, a lepiej, żebym sam siebie rozliczył i sam wyciągnął wnioski.
– Jesteś teraz szczęśliwy?
– Tak.
Rozmawiał Antoni Cichy
436.1
427.8
422.7
413.5
398.6
392.1
390.1
386.4
381.8
375.1
11
372.3
360.9
13
355.4
354.8
350.7
16
340.6
17
332.8
18
332.4
19
330.8
329.9
21
323.4
321.3
23
320.7
24
317.1
316.3
26
297.6
27
294.9
28
291.4
29
281.5
30
279.8
1
201.1
2
169.8
3
157.0
4
154.4
5
143.0
6
142.1
7
138.9
8
131.0
9
122.6
10
122.5
11
117.7
12
113.1
13
111.1
14
101.6
15
77.4
16
76.6
17
70.1
18
67.2
19
60.4
20
59.3
21
57.7
22
51.3
216.9
203.6
202.5
196.8
196.6
193.2
191.0
189.1
186.2
184.5
11
183.8
12
182.8
182.6
14
182.4
180.5
16
177.7
177.6
18
173.6
172.5
20
171.2
21
170.4
22
170.0
23
168.7
24
168.1
25
165.4
164.0
27
154.0
149.9
149.0
148.2
264.1
253.3
252.4
252.0
250.3
250.3
249.9
249.2
247.1
10
238.9
11
235.1
233.3
233.2
231.2
15
229.4
226.0
17
224.8
18
224.6
19
224.0
20
223.3
21
222.5
222.4
23
221.9
220.5
25
219.6
26
219.5
27
216.9
213.7
29
211.6
30
211.3
120.3
120.2
118.5
117.9
117.9
115.2
113.1
111.4
110.6
109.3
11
107.9
12
107.5
13
107.0
14
106.8
15
105.6
16
105.5
105.0
18
104.7
104.0
103.7
21
103.1
22
102.3
101.9
24
101.2
25
100.2
26
99.8
27
99.2
27
99.2
29
98.2
30
98.0